środa, 20 lutego 2013

czas pędzi ,a my.....?

Obiecałam ,że napiszę jak było na tej kolacji walentynkowej. I było -zajebiście!! ,tak żeby nie było że to ja całkiem taka wyzwolona jestem i nie daję dojść do głosu swojemu facetowi, to prosiłam go żeby to On zarekomendował nas Pni ze słuchawki-Tak żeby jej kopara opadła jakiego mam świetnego chopa.
I udało się ,do stolika podszedł kelner  z kartą taką niby walentynkową, ale zawartość w niej odpowiadała mojemu akurat wymyślonemu smakowi, także spoko.Tylko oczywiście przyczepiłam się do wyglądu kelnera, tak kelnera! Mój mąż mówi:
-no co ty chcesz od tego faceta?
ja na to, że dla mnie to powinien on być taki reprezentacyjny (jak w wojsku) ,a na nim ten "mundurek kelnerski" wisi jak na strachu na wróble  i w ogóle , że z punktu widzenia mężczyzny -to czy facet nie chciałby żeby obsługiwała go kelnerka ,która wygląda?
Potrawy ,które zamówiliśmy zrekompensowały mi aparycję kelnera i zaczęliśmy sobie z moim Dar-O, spijać z dziobków. 
Przy okazji takiej wyprawy ,i tego czasu tylko dla siebie , można dużo dowiedzie się -co u męża słychać. naprawdę!! to niewiarygodne wystarczy przez chwilę posłuchać w spokoju.
Polecam!!Bo zawsze znajdą się sprawy które wepchają się w ciągu dnia ,tygodnia ,ba lat nawet -bezczelnie na pierwsze miejsce, a przyjemności takie nasze są odkładane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz