Do żywych nie wracam nadal .nie wiem czy to grypa świńska , psia ,ptasia, kocia ale chyba się france połączyły i moje wątłe dziś ciało na mieszkanie obrały.
Zadzwoniłam nawet rano do ośrodka, żeby może tam szukać jakiej pomocy, no ale niestety.
No więc dzwonię i mówię że zamawiam na dziś doktora mojego (bo przecież jest moim doktorem pierwszego kontaktu, a ja ten pierwszy kontakt chciałabym mieć w domu, bo z przyczyn całego zwierzyńca co we mnie siedzi ,nie jestem w stanie dojechać, zresztą wyglądam jakbym uciekła nie tylko z obory, ale z więzienia dla kobiet w Kowańcu) a piguła mi mówi że jej przykro bo akurat doktora dziś nie będzie.Przykro to jest wtedy gdy akurat biszkopt pieczony na urodziny dla teściowej, opadnie w piz...na dno blachy, a to że nie ma doktora i mojej w tym momencie ostatniej deski ratunku ,to jest po prostu apokalipto. Wyjaśniłam to szanownej pani w recepcji, po czym ona że proszę się uzbroić w cierpliwość i coś w aptece sobie kupić .Kurw... to apteka może u mnie robić zakupy( bo czasami chcesz lek dzisiaj a tu!akuku nie ma -będzie jutro!) bo tego badziewia mam tyle co nie miara, tylko na tę moją trzodę one nie działają.
Po wyczerpującej rozmowie telefonicznej zawlekłam z powrotem swoje ciało do wyra i leżąc tak myślę ile to spraw nie załatwionych , a że testament trzeba było już dawno spisać (co by nie słuchać później jak walczą pierworodni na szpady)i tak w ogóle(przyjaciel z Krajobrazowego Parku Doliny Bobrów,stwierdziłby że gorączka nie mieści się już w skali) o życiu, wtem zadzwonił telefon i pomyślałam przez chwilę że mój doktor do mnie z tym pierwszym kontaktem spieszy!,ale nie,ale nie! to koleżanka G zadzwoniła by pogadać, ale słyszy że ja ledwo składam sylaby ,bardzo się zaniepokoiła faktem że lekarz mnie olał i poradziła nawet żeby na pogotowie , ale broń Boże u nas w B.., bo jej zdaniem cały ten szpital (oprócz chirurgii) to powinni zamknąć w cholerę, a tak naprawdę to Dar-o, powinien zawieźć mnie czym prędzej do szpitala w Z.....
Po tej rozmowie doszłam do wniosku że jestem w totalnej dupie, i może jedynie pomóc mi na tę zwierzęcą grypę chyba doktor weterynarii .
Całuski :)
Dla wszystkich matek, żon, kochanek, dla kobiet, które walczą o lepsze dni i które wracają z pracy przed zmierzchem. Idąc razem - Powiedzmy - "Zrobię to" ! Powiedzmy - "Mogę" !
środa, 27 lutego 2013
poniedziałek, 25 lutego 2013
Jak to baba dbała o chłopa.
Cholera niech to ,albo szlag siarczysty trafi tę grypę .Dar-o chorował cały tydzień, co prawda bałam się tego strasznie kiedy oznajmił ,że wybiera się do doktora, ponieważ coś go "łamie"..To chyba zrozumiałe że się bałam , bo jak chłop chory -ma grypę- to tak by ci ktoś znienacka niemowlę podrzucił pode drzwi twoje.O matko Boska Ludźmierska ,uchroń mnie od tego -"proszę w myślach",i tak jakby ,coś przemieniło chorego ,bo nawet nie marudził i pilota do patrzydła sam znajdował, co prawda spania to w nocy nie miałam( mówiłam przecież że jak przy niemowlęciu) bo sapał, kichał i pocił się niemiłosiernie, no ale myślę -"nie pójdę spać do salonu, bo przecież brałam go na dobre i na złe, więc trzeba to przeczekać".
No i się kurw.. doczekałam, mój wspaniały mężu wyzdrowiał a jak! dziś nawet poszedł sobie do pracy, tylko ja leżę opadnięta z sił i resztkami żyjącego we mnie ducha piszę do Was ,bo nawet nie mam z kim pogadać, a ręce do pilota zrobiły się mi jakieś za krótkie żeby sobie patrzydło zapuścić .
O matko Boska chyba źle mnie zrozumiałaś, przecież nie prosiłam że wszystko przyjmę na klatę, tylko aby chłopina moja wyzdrowiała. Na raz następny raz jak będzie stękał, że go szczyka i koli i kinol mu czerwieni się ,to do jakiej ciurmy go zamknę na tydzień niech kwarantanne przechodzi i w dupie tam z tą no tą na "dobre i złe ,w chorobie i zdrowiu i tak tam dalej....) Zaraził i dobra a ty teraz kobieto radź sobie jak chcesz.
Jak wrócę do żywych, to coś sensowniej pogadamy. Nara
No i się kurw.. doczekałam, mój wspaniały mężu wyzdrowiał a jak! dziś nawet poszedł sobie do pracy, tylko ja leżę opadnięta z sił i resztkami żyjącego we mnie ducha piszę do Was ,bo nawet nie mam z kim pogadać, a ręce do pilota zrobiły się mi jakieś za krótkie żeby sobie patrzydło zapuścić .
O matko Boska chyba źle mnie zrozumiałaś, przecież nie prosiłam że wszystko przyjmę na klatę, tylko aby chłopina moja wyzdrowiała. Na raz następny raz jak będzie stękał, że go szczyka i koli i kinol mu czerwieni się ,to do jakiej ciurmy go zamknę na tydzień niech kwarantanne przechodzi i w dupie tam z tą no tą na "dobre i złe ,w chorobie i zdrowiu i tak tam dalej....) Zaraził i dobra a ty teraz kobieto radź sobie jak chcesz.
Jak wrócę do żywych, to coś sensowniej pogadamy. Nara
środa, 20 lutego 2013
czas pędzi ,a my.....?
Obiecałam ,że napiszę jak było na tej kolacji walentynkowej. I było -zajebiście!! ,tak żeby nie było że to ja całkiem taka wyzwolona jestem i nie daję dojść do głosu swojemu facetowi, to prosiłam go żeby to On zarekomendował nas Pni ze słuchawki-Tak żeby jej kopara opadła jakiego mam świetnego chopa.
I udało się ,do stolika podszedł kelner z kartą taką niby walentynkową, ale zawartość w niej odpowiadała mojemu akurat wymyślonemu smakowi, także spoko.Tylko oczywiście przyczepiłam się do wyglądu kelnera, tak kelnera! Mój mąż mówi:
-no co ty chcesz od tego faceta?
ja na to, że dla mnie to powinien on być taki reprezentacyjny (jak w wojsku) ,a na nim ten "mundurek kelnerski" wisi jak na strachu na wróble i w ogóle , że z punktu widzenia mężczyzny -to czy facet nie chciałby żeby obsługiwała go kelnerka ,która wygląda?
Potrawy ,które zamówiliśmy zrekompensowały mi aparycję kelnera i zaczęliśmy sobie z moim Dar-O, spijać z dziobków.
Przy okazji takiej wyprawy ,i tego czasu tylko dla siebie , można dużo dowiedzie się -co u męża słychać. naprawdę!! to niewiarygodne wystarczy przez chwilę posłuchać w spokoju.
Polecam!!Bo zawsze znajdą się sprawy które wepchają się w ciągu dnia ,tygodnia ,ba lat nawet -bezczelnie na pierwsze miejsce, a przyjemności takie nasze są odkładane.
I udało się ,do stolika podszedł kelner z kartą taką niby walentynkową, ale zawartość w niej odpowiadała mojemu akurat wymyślonemu smakowi, także spoko.Tylko oczywiście przyczepiłam się do wyglądu kelnera, tak kelnera! Mój mąż mówi:
-no co ty chcesz od tego faceta?
ja na to, że dla mnie to powinien on być taki reprezentacyjny (jak w wojsku) ,a na nim ten "mundurek kelnerski" wisi jak na strachu na wróble i w ogóle , że z punktu widzenia mężczyzny -to czy facet nie chciałby żeby obsługiwała go kelnerka ,która wygląda?
Potrawy ,które zamówiliśmy zrekompensowały mi aparycję kelnera i zaczęliśmy sobie z moim Dar-O, spijać z dziobków.
Przy okazji takiej wyprawy ,i tego czasu tylko dla siebie , można dużo dowiedzie się -co u męża słychać. naprawdę!! to niewiarygodne wystarczy przez chwilę posłuchać w spokoju.
Polecam!!Bo zawsze znajdą się sprawy które wepchają się w ciągu dnia ,tygodnia ,ba lat nawet -bezczelnie na pierwsze miejsce, a przyjemności takie nasze są odkładane.
czwartek, 14 lutego 2013
Ja też kocham ,a co.......
Nie wiem czy to wypada , ale to ja zarezerwowałam dzisiaj
stolik w restauracji i nie dałam szansy Darusiowi. Z jednej strony nie wypada
bo kobieta ,to tak chyba powinna być zaproszona przez faceta, ale z drugiej
jednak strony ,to dlaczego , czy tylko facet ma odwdzięczać miłość kwiatami
,restauracją i innymi pierdołami walentynkowymi?
Ja też kocham i to ja właśnie mam chęć wybrać restaurację i
zorganizować ten wieczór według mojego upodobania. Co prawda jak zadzwoniłam do
restauracji ,żeby zarezerwować stolik dla dwóch osób na wieczór walentynkowy,
to Pani w słuchawce lekko się głos załamał(pomyślała pewnie o mnie -oo biedulka
chyba ma jakiegoś chłopa takiego z tych niezaradnych życiowo) , po czym kiedy
już się ogarnęła ,przyjęła tomże rezerwację.
Ja to myślałam że Pani ze słuchawki zaproponuje mi jakieś
menu specjalnie może nie dla zakochanych ,ale tych co to są już ze sobą długo i
chcieliby jakąś miłosną strawą przedłużyć pożycie , , alee niee ,sucho przyjęła
moje zapytanie o tomże strawę i odpowiedziała że na miejscu coś sobie wybierzemy
.Kurcze a ja chciałam tak romantycznie żeby mi nam może jakie małże podali albo
takie tam inne afrodyzjaki i w ogóle żeby taki nastrój (jak mawia mój mąż -”świąteczny-”
przy każdej większej okazji bez względu na to czy święta czy już po) no taki świąteczny ,
nie żeby cyganie od razu grali przy stoliku, ale tak jakoś Pani ze słuchawki z
kąt inąd z tych „dobrych hoteli” ,wykręcona
, nie bardzo mnie na ten wieczór
nastroiła, nawet sprawiłam sobie super bieliznę na przedłużenie tego wieczoru i
oczywiście po kolacji i już nie w restauracji , ale jak „świąteczny nastrój”
szlag trafi to bielizna będzie musiała czekać. Po za tym jak się Dziunia
dowiedziała że kolacja jest na 18godź to stwierdziła że za wcześnie ,bo ona
zaprosiła sobie swoją miłość wielką na kolację do (jeszcze )naszego domu, i
zaczyna ją o 19.30 i że my w takim układzie absolutnie nie mamy wracać do 21 choćby.
Jezu to gdzie my się dwoje kochających podziejemy do tej
pory, przecież ileż można jeść jakiegoś
kotleta z ziemniakami (tak myślę skoro Pani ze słuchawki nie proponowała nic z
opcji walentynkowej), kawę i ewentualnie deser?
Okej myśl kobieto pozytywnie ! w następnym wydaniu opowiem
czy się Walenty sprawdził.
wtorek, 12 lutego 2013
Z punktu widzenia kobiety...
Niedawno przeczytałam
fajny artykuł Agaty Passent ,w którym mowa że tak naprawdę to zawsze mówi się o
kryzysach kobiet, a tu Ups!! Faceci są zupełnie nieźli w te klocki. Ale do rzeczy.
Dziś studniówki ,młodzież
wyprawia w hotelach lub pięknych restauracjach ,ale pamiętam czasy jak
organizowaliśmy takowe w szkołach ,przeważnie na salach gimnastycznych gdzie
zazwyczaj parkiet skrzypiał wychodzącą gdzie nie gdzie klepką. Ubrania i torebki
wieszało się na drabinkach do ćwiczeń, a pod ścianą stały ławki przygotowane
dla tych co pragną odpocząć po wytańczeniu morderczych pląsów. Dzisiejsze
studniówki przypominają wesele w najlepszym tego słowa znaczeniu.
W latach 80-tych skakaliśmy na dyskotekach w rytmie przeboju
Lady Pank , hitem była wtedy piosenka „Kryzysowa Narzeczona”, której tekst po
dwudziestu latach pasuje idealnie do
rzeczywistości –„mogłaś moją być kryzysową narzeczoną /pomalutku żyć /tak jak
nam yu naznaczono”.
Kryzysowa narzeczona
jest dziś poszukiwana desperacko przez wypalonych , umęczonych
czterdziestolatków, prawdę mówiąc poszukiwanym dziś towarem nie jest kryzysowa
narzeczona ,ale …kryzysowa żona.
Ten dwudziestolatek
,co harcował na koncertach Lady Pank, przeobraził się potem w prężnego
przedsiębiorcę któremu świat się kłaniał do stóp. O kryzysie nie było mowy. Awanse , służbowa
beemka, kolejna otwierana firma gdzieś za granicą.
Nie miał czasu i
ochoty słuchać wtedy mamusi i babci ,które dopytywały ,że może by tak jakąś
miłą dziewczynę przyprowadził -kiedyś? Dziewczyn to owszem miał taki na pęczki
, w każdym mieście ,gzie się pan biznesmen zatrzymywał , ale żeby zaraz
przyprowadzać do domu i jakaś stabilizacja –to nuda! Pan wyzwolony pobzykał
taką Madzię ,Jolę i Agatkę, potem zjedli coś na mieście w restauracji, bo
mieszkał przecież w hotelach -, a stabilizacja ,dom ,żona nie były mu do
niczego potrzebne. Rodzice przebąkiwali o jakiś wnukach , ale jak synuś kupił
im w prezencie gwiazdkowym toyotę , to byli tak zachwyceni że zapomnieli o co
go chcieli zapytać. I tak panu wyzwolonemu w hotelowej pościeli ,wśród
ulubionych gadżetów i kanałów porno ,minęła następna dekada.
Kto by pomyślał .Madzie,
Jole i Agatki powychodziły za mąż , mają dzieci, dom co prawda na kredyt ale
jakoś się spłaci, a i spłaconego już seata. A pan już podstarzały lekko łysiejący
plackowato czterdziestolatek orientuje się że nie może już spać w hotelu ,bo
firmy na to nie stać, jest mu głupio wychodzić na miasto żeby zjeść bo ileż
można się tłumaczyć że firma bankrutuje .Więc śni po nocach że siedzi z mądrą
,ciepłą,okej,może być nawet lekko pucatą i pomarszczoną ,ale jego własną
kobieta na kanapie i jedzą domowej roboty cokolwiek.
Zgroza panowie
Zgroza!! W dodatku na pocieszenie przydałoby się kogoś przytulić taką żonę,
która pewnie byłaby rozsądniejsza w interesach, a może takie dzieci , oj dzieci
by się przydały, ciszę ponurych poranków wypełnił by tupot małych stóp , a tu-a kuku! pozostają mu wspomnienia kiedy
to przy kawie domykał intratne transakcje. Wakacje to już prawdziwy kryzys
,okazuje się że Madzia wyjechała z mężem do Turcji, Jola skacze na kajcie i
nagle zazdrościsz kolegom że żona to niezły wynalazek. Z młodziutkimi studentkami nie masz o czym
gadać ,zresztą jesteś dziś dla nich za słaby. Cóż może w necie złowisz jakąś
wyzwoloną rozwódkę, może nawet z dwójką dzieci. W necie łatwiej będzie ci ukryć
Twoje plackowate łysienie i fakt że twój dorobek to rozkładana kanapa i
odkupione od firmy auto, które pali jak smok. Może znajdą się jakieś chętne, ale na razie to masz
problem.
Z całej tej opowieści
wynika że dziewczyna musiałaby rzeczywiście mieć jakiś słabszy dzień, żeby
wpakować się w taki KRYZYS!! A jeśli chodzi
o mamusie ,które dziś wysyłają swoich synów na studniówki , to życzę im żeby
częściej przyprowadzali im do domu jakąś
miłą dziewczynę. Mamo wybijaj im z głowy
to zachłyśnięcie wielkim światem i wolnością .
czwartek, 7 lutego 2013
Radość z kwiatów-to resztki raju w nas!
Storczyki (tzw.Orchidee) budzą zawsze mój zachwyt. Są
tajemnicze i w towarzystwie innych kwiatów na parapecie sprawiają wrażenie takich
„dostojników pośród plebsu” .Wiem że w środowisku naturalnym ,w krajach gdzie
temp.powietrza nie przekracza 20st.w dzień a 14 w nocy, i wilgotność jest
zupełnie inna ,to taki pan Storczyk wel pani Orchidea żyją kosztem innego
drzewa. Taki pasożyt, który ma wszystko podane na tacy(wodę ,nawóz ,dawkowanie
energii słonecznej) gdzieś w dalekich krajach Indonezji lub w górskich lasach
wyspy Luzon, a tu u nas stroi wielkiego pana dostojnika i zazwyczaj zawsze ma
„focha”, a to za mało światła, a to za dużo wody i towarzystwo nie takie.
Cholera jasna, ile ja takich walniętych storków już zmarnowałam bo się im mój
ustrój nie podobał. A taka pelasia (pelargonia) babci ,która rośnie sobie
całymi latami i którą to w lecie babcia trzyma na zewnątrz ,a na zimę przynosi
do domu i kwitnie sobie to toto i nie narzeka, ale ja oczywiście musiałam
zafascynować się tym „mercedesem”wśród kwiatów i mam za swoje, a mówią że
mercedes to LEKKO się prowadzi!? No więc chyba nie ,bo żeby taki storczyk kwitł
i cieszył oko to się trzeba trochę nagimnastykować. Ziemia powinna być taka
przepuszczalna z korą(specjalna do storczyka) i jak tu babci wytłumaczysz że
taka nakopana z ogrodu to się nie nadaje do storczyka, a do pelasi tak, po za tym jest nawozolubna i bez
tych witaminek ani rusz, ze światłem słonecznym też należy uważać bo bezpośrednie
gorące promienie szkodzą panu/i Storczyk na cerę i dostaje okropnych plamJ
wow po prostu wersal w całym tego słowa
znaczeniu. A i potrzebują czasem prysznica bo wtedy przypomina im się skąd
pochodzą( a tam miały deszcze monsumowe) i nawet odwdzięczają się czasami za te
spa domowe.
Babcia mówi że woli swoje ,nasze polskie ,rodzime pelaśki i
że sama sobie je rozmnaża no i że lubi się przy tym odstresować, a ja się
uparłam na te „obce” storczyki i cały czas próbuję je okiełznać i zawsze się
przy nich stresuję, kurcze potem babcia
mi mówi że ja i moje pokolenie to jakiejś takiej słabej dupy jesteśmy ,jakieś nerwowe
,chorowite , a ona i te jej pokolenie to jeszcze nas przeżyją. Taaa, tylko
kiedyś tych storczyków to nie sprowadzali a teraz to nie wiem czy to nie jest
jakaś strategia żeby nas powykańczać nerwowo.
Wszystkim , uzależnionym od tego cholerstwa ,mówię
–trzymajcie się „parapetu”.
Ktoś mądry kiedyś napisał –„Wierzę ,że są kwiaty ,które się
rodzą ze spojrzeń ludzkich oczu”
Dlatego postanowiłam baczniej na nie patrzyć , a to są
efekty tych spojrzeń:
Maja rada:
Kiedy storczyki są w stanie spoczynku i nie kwitną to nie wyglądają wtedy najlepiej , możesz w tym czasie obciąć łodygi nad 4 "oczkiem" (licząc od dołu) i wbij sztuczną gałązkę storczyka ,
będzie wyglądał znowu ładnie ,a z ulicy nikt nie pozna że jest sztuczny( na drugim zdjęciu
wbiłam fioletowy kwiat sztuczny:))
Pozdrawiam.
poniedziałek, 4 lutego 2013
Kiedy jajko jest mądrzejsze od kury...
Ciężko przyjmować
uwagi krytyczne od swojego dziecka, ale w życiu czasem przychodzi taki moment i
ja niestety musiałam tego doświadczyć.
Zaplanowany wyjazd na
narty, tak spokojnie dla relaksu, tylko we dwoje z mężusiem, ale mnie
oczywiście poniosło na ten stok ,na którym szkolił mój syn (młody instruktor ). Znacie
to uczucie kiedy niby się nie wtrącamy i na luzie podchodzimy do tego dorosłego
życia naszych „dzieci”,ale tak gdzieś zza „krzaków” obserwujemy czy daje sobie
radę i chciało by się pobiec z gorącą herbatką i kanapkami, ale nie nie”da
lady” bo to przecież tzw.”siara” .
No więc jeździłam
gdzieś blisko niego ,żeby tak tylko poczuć choć obecność „synka” ,który jest
już cały tydzień na tym swoim wygnaniu –zarabianiu i na co mnie to przyszło?
Zauważył oczywiście
moją pożal się boże technikę i dalej mi prawić kazanie jak to powinno się
jeździć ,żeby tak nie wyglądać jak to określił:
-„mamo ,proszę Cię,
przecież wyglądasz jak byś siedziała na „kibelku”
-co ty mówisz
przecież dobrze jeżdżę, a ty zajmij się swoim uczniem!
-tak tylko ty nie
jeździsz na nartach-Ty na nich zjeżdżasz, a to różnica mamo!
Domyślacie się ,że
mój sielski relaks szlag trafił, bo potem cały czas musiałam zwracać uwagę
,żeby jakoś podczas zjazdu wyglądać i jeszcze się nie „wydupcyć”, a do tego nie
przynieś plamy na honorze młodego.
Pozdrawiam wszystkie
nadgorliwe matki ,którym ciężko przychodzi odcięcie pępowiny, ale damy radę
,wystarczy zająć się czym tylko dla siebie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)